Specjalizujemy się w przydomowych turbinach wiatrowych – montujemy wyłącznie sprawdzone przez nas w działaniu turbiny Falcon – w przypadku których dane podawane przez producenta pokrywają się z rzeczywistością. W naszym kraju to naprawdę rzadko spotykana sytuacja. Na dodatek są to turbiny „SILENT” – naprawdę ciche.

Najczęściej montujemy takie turbiny na maszcie powiązanym z budynkiem, co pozwala uniknąć uzyskiwania zezwoleń (a to droga przez mękę – na dodatek kosztowna).
Instalacja samej turbiny wiatrowej – nawet z dotacją – ma w praktyce niewielki sens. Dopiero w połączeniu z fotowoltaiką i magazynem energii możemy zapewnić sobie całoroczne, darmowe zasilanie w energię elektryczną.

Zacznijmy jednak od pieniędzy. W programie „Moja Elektrownia Wiatrowa” osoby fizyczne mogą uzyskać do 47 tys. zł dofinansowania na zakup i montaż mikroinstalacji wiatrowej z magazynem energii. O dotacje będzie można ubiegać się aż do 2029 roku. Co ważne, otrzymanie dotacji na turbinę z magazynem energii nie wpływa na otrzymanie dotacji na fotowoltaikę i nie powoduje utraty możliwości rozliczania się w „net-meteringu” (czyli na tzw. starych zasadach).

Na program ten przeznaczono 400 mln zł. Pieniędzy nie zabraknie, bo według Agencji Rynku Energii w Polsce w systemie prosumenckim działa (stan na początek 2025 roku) ponad milion mikroinstalacji fotowoltaicznych i… całe 63 elektrownie wiatrowe przyłączone do sieci. Oczywiście do oszałamiającej liczby 63 instalacji nie są wliczane konstrukcje pomysłowych Dobromirów służące do grzania wody albo ładowania akumulatorów samochodowych.
Dotacje wynoszą do 30 tys. zł na jedną mikroinstalację wiatrową (nie więcej jednak niż 5 tys. zł na 1 kW) oraz do 17 tys. zł na magazyn energii elektrycznej, (nie więcej niż 6 tys. zł na 1 kWh). Całkowita kwota dotacji nie może przekroczyć 50 proc. kosztów inwestycji. Co ważne, w tej dotacji nie ma idiotycznych progów dochodowych – jak w programie „Mój prąd”. Dzięki temu nie trzeba być bezrobotnym, by otrzymać przyzwoite pieniądze.
Pobieżne zsumowanie okresów od złożenia wniosku do otrzymania dotacji to zaledwie ok. 4 miesiące (o ile nie będzie wezwań do uzupełnieni wniosku).

Przydomowa turbina wiatrowa z magazynem energii to idealne uzupełnienie fotowoltaiki, zwłaszcza rozliczanej w net-billingu (czyli na tzw. „nowych” zasadach) oraz dla wszystkich, którym brakuje energii mimo posiadania fotowoltaiki (nawet rozliczanych na „starych” zasadach).
W net-billingu – (nawet mając nawet cały dach i pół podwórka pokryte panelami fotowoltaicznymi) – przez kilka jesienno – zimowych miesięcy w roku musimy dokupywać energię. Zwłaszcza, jeśli ogrzewamy dom pompą ciepła lub podczerwienią. Za energię odbieraną od prosumentów (głównie latem) Operator Sieci płaci grosze, a za tą, którą im sprzedaje każe sobie słono płacić.

Nie trzeba szczególnej przenikliwości by zobaczyć, że te dwie instalacje (fotowoltaika i turbina) doskonale się uzupełniają. Dodając do nich magazyn energii, który pozwala korzystać wieczorami z energii wytworzonej w ciągu dnia lub nocą z turbiny wiatrowej, mamy sytuację niemal idealną. Niemal – bo zawsze zdarzą się pochmurne a jednocześnie bezwietrzne dni. Wówczas skazani jesteśmy na dokupywanie energii z sieci, lub wytwarzanie jej w generatorze spalinowym. Na szczęście będzie to ledwie kilka procent naszego rocznego zużycia.

Opracowany przez nas system jest podsumowaniem naszych przeszło 12-to letnich doświadczeń z turbinami wiatrowymi, instalacjami fotowoltaicznymi i alternatywnymi sposobami wytwarzania ciepła. Jest on dedykowany dla instalacji fotowoltaicznych, które będą wspomagane przez turbinę wiatrową.
Poprzez ten dodatkowy inwerter – który wchodzi w skład turbiny z magazynem energii – będzie odbywało się zasilanie całego domu, z ogrzewaniem włącznie. Do tego samego magazynu będzie trafiała też cała energia z turbiny wiatrowej, której nie zużyjemy na bieżąco.

Bez magazynu energii turbina nie miała by wielkiego sensu – trudno przecież „zgrać” porywy wiatru z np. oglądaniem telewizora albo załączaniem pompy ciepła. Wykorzystując jednak taki akumulator litowo-jonowy możemy też przez całą dobę ciułać energię z wiatru, wykorzystując każdy jego poryw.
Niestety, nie da się – bez trwających kilka miesięcy pomiarów – odpowiedzieć na pytanie, ile energii turbina wyprodukuje. Nawet na tym samym osiedlu, ba – na tej samej działce, wyniki mogą się znacznie różnić, w zależności od konkretnej lokalizacji. Wszelkie „mapy wietrzności” (przy tak małych i nisko umieszczonych turbinach) mają znaczenie tylko statystyczne. Przyjmuje się, że generator wiatrowy o mocy 2 kW wyprodukuje rocznie od 2 tys. do 4 tys. kWh energii elektrycznej. Co ważne – przytłaczającą większość w okresach, gdy fotowoltaika działa bardzo słabo – albo wcale.
Na stronie programu „Moja Elektrownia Wiatrowa” Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska podaje uśrednione, roczne uzyski energii z 1 kW zainstalowanej turbiny wiatrowej:
– słabe warunki atmosferyczno-geograficzne: 1000 kWh,
– średnie warunki: 1500 kWh
– dobre warunki: 2000 kWh.
Z naszych doświadczeń wynika jednak, że są to pobożne życzenia urzędników – chyba, że pomiarów dokonywano na Gubałówce. W realnym świecie dużym sukcesem będzie uzyskanie połowy produkcji energii podanej przez NFOŚiGW.
Inwerter off-grid oznacza, że nie ma znaczenia jaką mamy moc przyłączeniową, nikt nas nie zmusi do rezygnacji z net-meteringu, (jeśli mamy fotowoltaikę działającą na „starych” zasadach). Ba, jeśli politykom uda się do końca rozwalić krajowy system energetyczny albo wmanewrować nas do wojny (co na jedno wychodzi) będziemy mieli nieocenione, awaryjne źródło zasilania.
Dodatkowym plusem jest to, że Operator Sieci nawet nie dowie się, ile energii naprawdę produkujemy i zużywamy, więc nie będzie mógł naliczyć żadnych opłat. W ten sposób maksymalnie wykorzystamy auto – konsumpcję i ograniczymy pobór energii z sieci do minimum. Oczywiście, zawsze można podłączyć turbinę klasycznie, poprzez inwerter do sieci publicznej jako typową instalację prosumencką.
Mimo hałaśliwie wprowadzanych „ułatwień” w przepisach dla osób montujących takie wiatraki na swoich posesjach, naprawdę zmieniło się niewiele. W dalszym ciągu najprostsze rozwiązanie to montaż na dachu lub na maszcie stojącym przy ścianie domu (powiązanym z budynkiem) na szczycie którego montujemy nasz generator. Trzeba pamiętać, że od szczytu kalenicy do najwyższego punktu turbiny nie może być więcej, niż 3 metry. Taka instalacja zwalnia nas od wszelkich wymagań formalnych.

Jeśli turbina znajdzie się wyżej, tak jak w przypadku wolnostojących elektrowni wiatrowych, trzeba będzie dokonać zgłoszenia budowy, sporządzić plan sytuacyjny, projekt techniczny oraz zapewnić udziału kierownika budowy. Trzeba też pamiętać, że odległość usytuowania turbiny od granic działki nie może być mniejsza niż jej całkowita wysokość.
Mamy w pamięci wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który uznał, że maszt linkowy turbiny wiatrowej (czyli taki bez fundamentu, postawiony po prostu na jakiejś płytce chodnikowej i utrzymywany w pionie za pomocą odciągów linkowych) to obiekt trwale związany z gruntem. Ba, według sądów administracyjnych nawet domek holenderski który można w każdej chwili odholować, (taka duża przyczepa na kołach), to też obiekt trwale związany z gruntem. Że to sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i ustawową definicją? A kogo to obchodzi?
Przy okazji przestrzegamy (z doświadczenia) przed montażem bezpośrednio na dachu innej turbiny, niż nasza. Może to skończyć się to irytującymi wibracjami przenoszonymi na konstrukcję budynku.
Proponowana instalacja jest wymieniona w regulaminie programu „Moja Elektrownia Wiatrowa” i kwalifikuje się w całości do otrzymania dotacji, nie wymaga zgody Operatora Sieci – czyli ma same zalety.
Rozwiązanie z generatorem umożliwia wręcz odcięcie się od sieci publicznej. To idealne rozwiązanie, gdy rozpoczynamy budowę domu – przepisy pozwalają na otrzymanie odbioru budynku, gdy mamy tylko instalację off-grid (choćby taką, jak omawiana w tym filmie), bez potrzeby posiadania przyłącza do sieci publicznej. Możemy więc wybrać dowolną działkę, która nam się podoba, niekoniecznie „uzbrojoną”.

Koszt takiego rozwiązania nie jest mały – w zależności od wielkości turbiny, pojemności magazynu energii itd. zaczyna się od ok. 35.000 zł, w wersji „full wypas” (z całkowitą niezależnością od sieci publicznej) może przekroczyć nawet 100.000 zł.
Uwzględniając jednak 50% dotacji – wart jest realizacji. Zła wiadomość jest jednak taka, że najpierw trzeba wyłożyć z kieszeni całą kwotę, a dopiero później ubiegać się o dofinansowanie.
Jak złożyć wniosek o dotację „Moja elektrownia wiatrowa”?
Nie spodziewaj się, że po kliknięciu „Złóż wniosek” na stronie https://mojaelektrowniawiatrowa.gov.pl otworzy się strona programu z formularzem do wypełnienia. Żyjemy w Polsce – przypominam. Przygotuj sobie za to numery seryjne zamontowanych urządzeń (turbiny – powinien być na karcie gwarancyjnej, oraz ew. magazynu energii – S/N na nalepce na urządzeniu). Przygotuj też numer księgi wieczystej nieruchomości, na której turbina została zamontowana.
Po kliknięciu „Złóż wniosek” otworzy się strona generatora wniosków, gdzie musisz się zarejestrować. Ja wybrałem rejestrację „profilem zaufanym”. W efekcie, przy próbie logowania pojawia się pole „login” (wpisz podany przy rejestracji adres e-mail) i pole „hasło”. Nie staraj się go wypełnić – przy rejestracji „profilem zaufanym” żadnego hasła przecież nie wpisywałeś. Kliknij „logowanie” dostaniesz SMS-a z kodem, wpisz go i jesteś w generatorze. Wybierz „nowy wniosek” – tu spotka Cię niespodzianka. Masz do wyboru różne opcje:

Jakim cudem normalny człowiek ma wiedzieć czy to FEnIKS, czy POIiŚ? Kliknij na pierwszy z góry. Otworzy się kolejny test z wiedzy ogólnej:

Wybierz „Ochrona klimatu i atmosfery” a potem Program priorytetowy „Zeroemisyjny system energetyczny….”. Reszta wypełni się jakimś cudem sama.

Po uzupełnieniu wszystkich danych kliknij „Dalej” i otworzy się strona z wyliczonymi kwotami dotacji. Oczywiście, to tylko przykładowe kwoty, zależne od tego, co masz na fakturze.

Taka fasada ale bez pompy ciepła przekonuje mnie w okresach przejściowych wiosna, jesień. W zimie korzyść może być iluzoryczna a w lecie ewidentne przegrzanie. Uważam, że kogeneracja winna następować z wykorzystaniem wody, a nie powietrza. Wody na cele gospodarczo użytkowe. Woda lepiej schłodzi panele w okresie wysokiego nasłonecznienia, a w zimie obieg wodny musiałby być zamykany.
Wbrew propagandzie i marketingowi pomp ciepła uważam je za szkodniki środowiska ze względu na hałas i drgania. Każda sprężarka o mocy kilku KW musi hałasować i drgać a to przenosi się na konstrukcję budynku.
Temat ten nie jest niczym nowym, bo już dziadowie budowali werandy i wpuszczali ciepłe powietrze do pomieszczeń mieszkalnych. Niemcy obok paneli fotowoltaicznych montują 2 -3 kolektory wodne pewnie z glikolem + wymiennik ciepła i w ten sposób mają wodę ciepłą za darmo.
Oczywiście, że temat nie jest niczym nowym. Energię słoneczną wykorzystuje się do ogrzewania od setek (tysięcy?) lat. Ważne jest, że tu uzyskujemy ciepło niejako „przy okazji”, Nie ma problemu z wykorzystaniem cieczy (wodę odradzam) jako nośnika ciepła. Nieco podniesie to jedynie koszty.
Od 2014 roku mam w domu ogrzewanie oparte na pompie ciepła. Zapewniam, że w domu nie ma z tego powodu ani drgań, ani hałasu. Zwłaszcza, że mam pompę „monoblok” – gdzie kompresor jest zamontowany na zewnątrz domu.